Jak się poznaliśmy?
Monika: Szczecin. Sierpień 2021. Piękny, słoneczny dzień. Pędzę, jak zwykle na ostatnią chwilę, na prezentację mieszkania moich Klientów, blisko Jasnych Błoni. Po drodze otrzymuję telefon od nieznanego mi jeszcze pośrednika Mariusza, że jego Klient zainteresowany mieszkaniem ma godzinne opóźnienie. Godzina szczytu. Korki w centrum miasta. Nie cofnę się już do biura.
Myślę sobie – wykorzystam tę godzinę, pospaceruję i postawię sobie zasłużoną dobrą kawę w mojej ulubionej kawiarni na Jasnych Błoniach. Spacer w szpilkach okazuje się niefortunnym pomysłem, idę więc do kawiarni i delektuję się pyszną kawą. Rozglądam się wkoło i zauważam, że jestem tam zupełnie sama, jakby wszyscy utknęli w korkach. Jednak nie, za ścianą siedzi jeszcze jedna osoba. Mężczyzna. Sam. Elegancki, ale jednocześnie casual. Lubię taki styl. I już w głowie tworzę sobie historię skąd on się tam wziął. Czyżby miał za dużo czasu? “Normalni” ludzie pracują o tej porze lub stoją w korkach w drodze powrotnej z pracy. A może miał mieć randkę, która nie doszła do skutku? Szkoda, bo na pierwszy rzut oka, fajny facet. Taki charakterystyczny, łysy z rudą brodą, bardzo przyciągający uwagę. Wracam do mojego stolika.
Wdzięczna za godzinne opóźnienie i luksus na jaki mogę sobie pozwolić uśmiecham się sama do siebie, wyciągam notatki dotyczące nieruchomości, którą będę niebawem pokazywać.
Sprawdzam pięć razy, czy aby na pewno wzięłam wszystkie klucze. Wyliczam w myśli atuty nieruchomości. Jestem dobrze przygotowana i czuję, że ta prezentacja zakończy się sukcesem. Spoglądam w menu i pytam kelnerkę czy mają szarlotkę na ciepło z gałką lodów waniliowych. Mają 🙂 Zamawiam. Świętuję mój dzisiejszy sukces, który za chwilę będzie miał miejsce. Po paru minutach kelnerka przynosi mi szarlotkę “z dedykacją od tego Pana przy stoliku za ścianką”. Otwieram szeroko oczy, dziękuję i spoglądam nieśmiało na Nieznajomego. Widzę, że patrzy na mnie, uśmiecha się serdecznie i życzy smacznego. Z dużą nieśmiałością, ale jeszcze większym zaciekawieniem wstaję od stolika i kieruję się w stronę rudego brodacza o niebieskich oczach. Nie wiem dlaczego, ale serce mi bije coraz mocniej. Podchodzę, podaję rękę, dziękuję mu za gest i gratuluję czujności. Przedstawia się i pyta czy może dołączyć do mojego stolika. Jasne, “zapraszam”…
Pierwsze spotkanie oczami Mariusza
Mariusz: Środek lata. Niedawno wróciłem po paru latach do mojego ukochanego Szczecina. Osoby, które obserwują mnie w mediach społecznościowych, wiedzą, że robię w nieruchomościach i się tym jaram. Telefon się rozdzwonił. Pytają czy dam radę sprzedać działkę i dom ciotki lub wynająć mieszkanie w centrum miasta, bo “przecież tak dobrze się na tym znam i mi ufają”. Są też Klienci szukający nieruchomości. Umawiam się z jednym z nich na prezentację pięknego mieszkania przy Jasnych Błoniach.
Obsługuje je jakaś pośredniczka ze Szczecina. Długo mnie tu nie było. Nazwiska kompletnie nie kojarzę. Jak zwykle jestem dużo przed czasem. Dostaję jednak telefon od Klienta, że ma godzinne opóźnienie. Jeszcze rok temu bardzo zirytowałbym się z powodu braku szacunku do innych i do czasu, ale dzisiaj, po sytuacji, którą doświadczyło mnie życie, cieszę się każdą chwilą, wybaczam Klientowi opóźnienie, uruchamiam Internet i wykorzystuję moment na sprawdzenie statystyk dotyczących sprzedaży mieszkań na terenie zachodniopomorskiego.
Na rynku poznańskim i w pasie nadmorskim znają moje nazwisko. Teraz czas, aby rynek szczeciński i całe Pomorze Zachodnie je poznało. Muszę więc nadrobić zaległości i wiedzę. Postanawiam zapoznać się ze statystykami w innym miejscu niż samochód. Idę do kawiarni, która w Internecie ma całkiem dobre opinie. Może w końcu napiję się dobrej i gorącej kawy z mlekiem. Okazuje się, że kawiarnia ma dwa piętra.
Lubię obserwować ludzi, więc wybieram się na górę, skąd mam lepszy widok. Po chwili zauważam, że kawiarnia jest pusta, pozostaje mi jedynie zerkanie przez okno na spacerowiczów i rower sprzedający kawę. Wracam jednak do statystyk. Pięć minut później widzę jak uśmiechnięta blondynka zbliża się energicznym krokiem ku wejściu do kawiarni. Oby tylko weszła na górę. Wchodzi! Nie jestem już sam. Nie zauważa mnie. Chyba ma tu swój ulubiony stolik, bo szybko przemyka obok mnie witając się z obsługą i zajmując stolik za ścianką.
Widzę jak spogląda na zegarek, ale nie przestaje się uśmiechać. Zamówiła kawę. Myślę, co tu zrobić, aby zagadać, ale ona w ogóle nie patrzy w moim kierunku. Spojrzała się przez chwilę. Jest zamyślona. Kelnerka podchodzi do niej ponownie. Blondynka pyta o szarlotkę z lodami waniliowymi.
Wykorzystuję ten moment i dyskretnie przywołuję kelnerkę do siebie…
Nieznajoma dostaje szarlotkę. Idzie w moim kierunku!
Wstaję, wyciągam rękę na przywitanie, przedstawiam się z imienia, ona podaje tylko rękę i mówi, że jest jej bardzo miło, ale wciąż nie wiem jak ma na imię. Wpraszam się do jej stolika. Zaprasza mnie. Okazuje się, że obydwoje mamy tyle samo czasu i obydwoje czekamy na Klienta. Ale chwila, jakiego Klienta?
Pytam więc, czym się zajmuje. No tak… Monika Jaskulska… To jest ta nieznajoma pośredniczka, która za godzinę ma pokazać mieszkanie mojemu Klientowi. Ale mam szczęście i jeszcze raz w myślach dziękuję za spóźnienie Klienta! Godzina mija nam tak szybko, że biegiem ruszamy w stronę adresu prezentacji.
I tak już nam zostało… teraz biegamy razem po naszych przestrzeniach prywatnych, jak i przestrzeniach powierzonych nam przez Klientów.
PS Jedząc szarlotkę i pijąc dobrą kawę Monika wiedziała, że świętuje sukces, ale nie myślała wtedy, że tym sukcesem będzie odnalezienie miłości swojego życia, ja natomiast już od pierwszej chwili wiedziałem, że muszę zaprosić tę dziewczynę na romantyczną randkę, i tak też się stało 🙂
I tak mijają wspólne miesiące pełne przygód.
Madro Real Estate to nasze pierwsze dziecko 🙂 Historia, może jak każda inna, ale dla nas wyjątkowa.